Lata dziewięćdziesiąte w naszym kraju były czasem trudnych przemian, ale także szansą dla ludzi przedsiębiorczych. Gospodarka państwowa stawała się prywatną. Był to idealny moment dla wizjonerów oraz tych znających realia krajów zachodnich, albo jednych i drugich, co było przypadkiem naszej firmy. Zachód rozwijał się stabilnie w czasie powojennego pokoju, my ruszyliśmy dopiero w latach 90, żeby móc ten postęp dogonić.
Na zachodzie od lat 60. nowy rodzaj opakowania podbijał przebojem kolejne branże. Stand up pouch, czyli stojące woreczki, najczęściej nazywane doypack’iem, stały się idealnym rozwiązaniem dla branż spożywczych, detergentowych i pokrewnych. Ich niewielka waga, stabilność oraz możliwość pakowania w nie produktów o różnych parametrach sprawiły, że ten typ opakowania skradł serca konsumentów. Polacy również chcieli zachodnich rozwiązań! Słone przekąski, bakalie, kiszonki, a także makarony, ryże i innego rodzaju sypkie produkty, odchudzone z ciężkich opakowań stały się łatwe w przechowywaniu i lekkie w transporcie.
Kolejne branże z czasem zaczęły odkrywać atuty pakowania w doypack’i trafiać do nich zaczęły: kosmetyki, detergenty, karmy dla zwierząt, a nawet tytoń. Im chętniej kupowane były tak zapakowane produkty, tym szybciej rosło zapotrzebowanie na maszyny pakujące właśnie w ten rodzaj opakowania. Założyciele Polpaku zrozumieli z jednej strony zachód, preferencje klienta europejskiego, połączyli to z wizją, że za chwilę polski konsument będzie dokładnie w tym samym miejscu, z takimi samymi potrzebami. Z drugiej zaś strony wykazali się ogromem przedsiębiorczości, wiedzy technicznej i zapału do stworzenia rozwiązania dla polskich producentów, chcących korzystać z zachodnich standardów opakowań.
Początki nie były łatwe, wizjom stawały na drodze trudności z dostępem do technologii i do zaopatrzenia w materiały do produkcji. W dzisiejszych liniach pakujących firmy Polpak roi się od najnowocześniejszych rozwiązań takich gigantów jak: Mitsubishi, Sick, Festo, Siemens, SKF, Alfa Laval, Nord, Osram czy Bosch Rexroth. W pierwszych, prototypowych maszynach z lat dziewięćdziesiątych spotkać było można elementy pralki Frani, małego Fiata 126p, czy innych podzespołów wymontowywanych ze sprzętów domowych. Radością ogromną żon naszych założycieli były momenty, kiedy nie znajdowały ulubionej lokówki, czy kabla od prodiża, gdyż wszystko bezpowrotnie znikało w warsztacie. Nie mogły wtedy wiedzieć, że dzięki temu tworzą się podwaliny czegoś naprawdę wielkiego.
Trzydziestolecie, które obchodzimy było czasem wielkich sukcesów i zbierania doświadczeń. Lata pracy naszych inżynierów pozwoliły nam stać się jednym z liderów w swoim segmencie. Nasze maszyny prężnie działają w zakładach m.in.: Philip Morris, Henkel, Sante czy Nestle. Doświadczenie nauczyło nas, że kiszonki wymagają innych materiałów, niż produkty o zasadowym lub neutralnym pH, a np. substancje pyliste są problematyczne, nie tylko w magazynowaniu, ze swoimi zdolnościami do samozapłonu, ale także podczas pakowania wymagają dużej precyzji i wyjątkowo dobrego uszczelnienia całej maszyny. Na przestrzeni lat wprowadzaliśmy do naszych maszyn udoskonalenia, dzięki którymi klienci mogli realizować swoje marzenia.
Szaleństwo Euro 2012 w Polsce objęło wszystkie branże. Stanęliśmy przed wyzwaniem zbudowania maszyny formującej opakowania w kształt mini koszulek piłkarskich. Dziś wiemy, że naszej reprezentacji to nie pomogło, ale, jeśli choć jeden kibic miał dzięki przekąskom opakowanym w naszą „koszulkę” lepszy nastrój, niż bez nich, to my to Euro wygraliśmy! Marzenia naszych kontrahentów to w również osobny rozdział To właśnie ich pomysły często skłaniają nas do pracy nad nietypowymi rozwiązaniami. Korek w doypack’u ma być z boku, czy na środku? Eurodziurka do zawieszenia na sklepowym stojaku, czy może wycięta rączka do trzymania np. woreczka z mlekiem, czy z mydłem, przez konsumenta? Etykiety naklejane, czy może informacje nadrukowane na folii? Datownik laserowy, czy wyciskający? Cenimy wszystkich naszych klientów, ale najbardziej tych, którzy rzucają nam wyzwania! Doskonale pamiętamy tych, którzy po raz pierwszy zażyczyli sobie lampę UV zabijającą zarazki oraz tych, którzy chcieli naszą maszynę, ale nie mieli miejsca, żeby ją postawić i musieliśmy skonstruować nową, na kształt litery L. Ciekawym było opracowanie maszyny, która raz miała pakować produkty sypkie, a następnie płynne. Każde kolejne zamówienie to radość z tworzenia czegoś nowego, każde wspomnienie z tych trzydziestu lat ciężkiej pracy to duma i satysfakcja! Czy było ciężko? Tak! Czy było warto? Cały czas jest warto!