Polska wciąż jest ważnym krajem dla niemieckich oferentów maszyn i urządzeń do przetwórstwa tworzyw sztucznych i gumy. Sprzedaż tego asortymentu do naszego kraju w dalszym ciągu utrzymuje się na wysokim poziomie.
Niemcy to największy w Europie producent maszyn przetwórczych. Branżowa organizacja VDMA opublikowała właśnie dane dotyczące sprzedaży prowadzonej przez zrzeszone w niej firmy. Sporo miejsca poświęciła sprzedaży kierowanej zagranicę. Uznała, że to jeden z czynników napędzających odrodzenie w niemieckim przemyśle maszynowym, który po 2008 r. poniósł znaczne straty. Teraz jednak stara się wyjść z dołka, a aktualne wyniki są nawet lepsze niż były jeszcze niedawno prognozowane.
Jeśli chodzi zatem o niemiecki eksport maszyn do przetwórstwa tworzyw i gumy to w największym zakresie trafia on na rynki azjatyckie (37,8 proc.), Unii Europejskiej (27,4 proc.) oraz pozostałych państw w Europie (12,2 proc.). Mówiąc jednak o rynkach azjatyckich trzeba mieć na uwadze przede wszystkim Chiny, na które przypada niemal dwie trzecie azjatyckich zakupów.
W tabeli poszczególnych państw, które w ubiegłym roku kupiły najwięcej niemieckich maszyn przodują właśnie Chiny (17,7 proc.). Dalsze miejsca zajmują Stany Zjednoczone (10,2 proc.), Indie (4,3 proc.), Rosja (3,8 proc.), Francja (3,5 proc.), Włochy (3,5 proc.), Turcja (3,3 proc.), Brazylia (3,2 proc.).
Pod koniec pierwszej dziesiątki, bo na dziewiątym miejscu plasuje się Polska (2,9 proc.). W zestawieniu za 2009 r. nasz kraj był na siódmym miejscu, jednak nastąpiło wielkie wejście niemieckich producentów do Turcji i Brazylii. Obydwa te państwa zwiększyły w ciągu roku zakup niemieckich maszyn o odpowiednio 115 i 109 proc. Nasze zakupy niemieckich maszyn wzrosły w ciągu roku o 23,4 proc.
Aby zaprezentowane dane były pełniejsze, to trzeba koniecznie dodać, że łączna wartość sprzedawanych w ubiegłym roku zagranicę maszyn wyprodukowanych przez naszych zachodnich sąsiadów szacowana jest na 3,31 mld euro. Polskie firmy kupiły więc w 2010 r. od niemieckich producentów wtryskarki, wytłaczarki, rozdmuchiwarki, termoformierki i prasy za łączną kwotę 95 mln euro.
Komentarz:
Na zdawałoby się wycinkowym przykładzie można bardzo ciekawie przedstawić mechanizmy funkcjonowania Unii Europejskiej. Oto bowiem powszechną opinią jest, że bez funduszy pomocowych dla firm o wiele trudniej byłoby im modernizować swoje parki maszynowe. Może by i chciały, ale w dużej mierze nie miałyby za co. Mogąc sięgać po dotacje, robią to. I tu zaczyna się robić interesująco.
Największym państwem zrzucającym się na unijny budżet są Niemcy. Jak jednak widać choćby na przykładzie polskich firm przetwórczych korzystających z dotacji, to Niemcy również w największej mierze odzyskują tzw. unijne pieniądze. Wydawane przez nadwiślańskie firmy euro tak czy owak spływa do firm ulokowanych nad Renem.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo pierwsi dają pieniądze, drudzy kupują za nie konieczne dobra, a na koniec ci pierwsi, by nie być dobrym wujkiem, chcą jakoś odzyskać wyłożone wcześniej sumy. Wszystko w miarę oczywiste.
Problem pojawia się tylko wtedy, gdy tak jak teraz, Niemcy otwarcie przyznają, że finansowanie UE w takim zakresie jak do tej pory już im się nie podoba i ciężar ten w znacznie większym stopniu powinny wziąć na siebie państwa tzw. Nowej Europy, czyli również Polska. To zaś już oczywiste wcale nie jest.