Rozmowa z Mariuszem Chudzikiem, szefem firmy Mar-Pack


Jak doszło do tego, że akurat Mar-Pack został partnerem handlowym takiego potentata jak Sorema?
Naszą filozofią i celem, do którego dążymy jest współpraca z najlepszymi na rynku. Wiemy jednak, że oferują oni drogie zakłady i drogie maszyny. Swego czasu złożyliśmy Soremie ofertę reprezentowania jej na naszym polskim rynku. Trochę trwało zanim jej przedstawiciele przekonali się do nas i do naszej obsługi.

W końcu doszli jednak do wniosku, że chcą mieć partnera w Polsce, który będzie badał rynek i przygotowywał go do przyjęcie ich oferty. To jednak dość trudne zadanie i przedstawiciele Soremy zdają sobie z tego sprawę. Już kilkakrotnie tłumaczyli, że ich zdaniem Polska nie jest jeszcze przygotowana do takiej profesjonalnej obsługi jeśli idzie o tworzywa sztuczne. W ogóle cała Europa Środkowo-Wschodnia jest dość mocno zapóźniona w tym względzie i jeszcze trochę czasu minie aż to się zmieni.

Mariusz Chudzik, szef firmy Mar-Pack

Mówi Pan o słabym przygotowaniu. Jaka jest zatem chłonność naszego rynku na tego rodzaju instalacje?
Branża tworzyw sztucznych rozwija się aktualnie w imponującym tempie. Żadna inna nie notuje takiego tempa wzrostu. Najlepiej widać to właśnie na targach, ponieważ coraz lepsze firmy z całego świata przyjeżdżają do Polski. Tak więc potencjał do rozwoju jest.

Nasza współpraca z Soremą trwa już trzy lata. W tej chwili mamy do sfinalizowania trzy bardzo poważne kontrakty na dostarczenie zakładów do recyklingu. Liczę, że uda nam się je zrealizować do końca roku. Gdyby tak się stało to powstaną w Polsce następne trzy duże zakłady, które będą przerabiały 1200 lub 1500 kg surowca odpadów na godzinę, w zależności od tego, czy to będzie folia, czy PET.

Wracając jednak do pytania o chłonność rynku, to jest ona duża, ale ograniczona przez kwestie formalne. Chodzi o pieniądze. Zakup takich instalacji jest bowiem współfinansowany przez środki unijne. A to wiąże się z całą masą biurokratyzmu. I w wielu przypadkach opóźnia czas realizacji kontraktów.

Rozumiem, że zakup tego typu instalacji to dość duży wydatek?
3,5 mln euro, a taki jest koszt takich zakładów, to faktycznie nie są małe pieniądze dla polskich firm. Stąd ich starania o dofinansowanie unijne.
Choć z drugiej strony trzeba powiedzieć, że instalacje, którymi się one interesują należą jednak do tańszych, jeśli weźmiemy pod uwagę te, które pracują już na świecie.

Sam miałem okazję być swego czasu w zakładzie we Włoszech, w którym działa siedem podobnych instalacji do recyklingu, cztery do PET i trzy do folii. Każda z nich robiła powyżej 1000 ton na godzinę. A i tak nie był to największy zakład we Włoszech. Tak więc naszym polskim zakładom będzie jeszcze trochę brakowało do tych, które już są za granicą.

Niemniej jednak są potrzebne?
To nie ulega wątpliwości. Jeśli weźmie się pod uwagę zużycie tworzyw, ich potężny przyrost, to pojawia się ogrom tego, co trzeba przetworzyć. Właśnie przetworzyć, a nie wywieźć na wysypisko śmieci i tam zostawić. Naprawdę jest więc potrzeba i duży rynek do tego, by takie zakłady do recyklingu powstawały w Polsce.

Dlatego brawo dla Unii, że chce je współfinansować. Brakuje jednak ludzi z fantazją, którzy mieliby odwagę zdecydować się na tak duże inwestycje.
Jest w Polsce bardzo dużo małych zakładów, które robią ok. 100, 200, w porywach 300 kg na godzinę. I właśnie u nas w tej chwili o takich ilościach jest najczęściej mowa. Gdy ja wspominam o możliwości nabycia zakładu o zdolnościach przetwórczych 1500 kg na godzinę, to słyszę że to jest nierealne. Oprócz limitów finansowych jest więc również swego rodzaju blokada psychiczna i przekonanie, że jeszcze w Polsce nie ma potrzeby na dostarczanie tak potężnych zakładów. A to nie do końca prawda.

Czytaj więcej:
Recykling 1098
Nagrody 283
Butelki 313
Wywiad 296

Sprzedaż maszyn do przetwórstwa tworzyw sztucznych, produkcja rękawów polietylenowych, reklamówek i worków

Polska