Rynek poliolefin: analiza bieżącej sytuacji i komentarze firm

Rynek poliolefin: analiza… Dlaczego poliolefiny są obecnie tak drogie? Kiedy będą tańsze? Co na to sami dystrybutorzy? Co ma do tego wielka polityka? Piszemy o rynku poliolefin i przedstawiamy komentarze dystrybutorów polipropylenu i polietylenu.

Pierwsze cztery miesiące roku to istne szaleństwo na rynku poliolefin. Przetwórcy niemal wyrywają włosy z głowy patrząc na to, ile muszą wydać na surowce. Sprzedawcy z kolei bezradnie rozkładają ręce, twierdząc że nic się z tymi cenami zrobić nie da i drogo po prostu musi być. Jak długo potrwa ta sytuacja? Odpowiedzi nikt nie zna.

Przykład średniej firmy produkującej opakowania foliowe z polietylenu: w marcu ograniczyła swoją produkcję o ponad połowę, bo akurat na tyle starczyło jej surowca, którego miała jeszcze zapas po ostatnich dużych zakupach. Nowych nie poczyniła, bo uznała, że w aktualnej sytuacji rynkowej drożej by produkowała niż potem sprzedawała. Jeden z głównych odbiorców jej foliówek nie zgodził się wziąć na własne barki ciężaru rosnących kosztów surowca i gotowego wyrobu sprzedawać drożej. Po zwyczajnie nie znalazłby na niego chętnych.


Podobnych przykładów w całym krajobrazie przetwórczych można byłoby znaleźć pewnie więcej. Rosnące koszty surowca spędzają sen z powiek całej branży. Zresztą doskonale to widać w prezentowanych choćby w naszym serwisie średnich cenach tworzyw w Polsce.

Od grudnia do marca - kwietniowych podwyżek jeszcze nie uwzględniliśmy – polipropylen zdrożał o 10 proc, polietylen wysokiej gęstości o 12 proc., a polietylen niskiej gęstości o 16 proc. I nie jest to tylko przypadłość rynku polskiego, bo podobne zawirowania są w całej Europie. We Francji polipropylen jest od początku roku droższy o średnio 17 proc., a polietylenu 12 proc. W Niemczech pewne odmiany tych surowców podskoczyły o prawie 30 proc.

Sytuacja stała się na tyle poważna, że zareagowało Europejskie Stowarzyszenie Przetwórców Tworzyw EuPC. W wydanym przez siebie oświadczeniu napisało, że wzrost cen polimerów o 20 proc. zagraża przyszłości całego europejskiego przemysłu. Do takiego poziomu jeszcze w skali kontynentu nieco brakuje, dlatego branża z takim napięciem oczekuje na to, co przyniesie maj. Jeśli dodać do tego przytaczany przez EuPC argument, że w przypadku niektórych firm aż 70 proc. kosztów działalności przypada na zakup surowca, to powaga sytuacji nie dziwi.

Producenci poliolefin też to widzą, ale ceny podnoszą. Borealis dla przykładu 2012 r. zaczął podwyżką w wysokości 100 euro za tonę w odniesieniu do polipropylenu i polietylenu. Całą serię podwyżek zaserwował też koncern Dow. Wpierw z początkiem roku o 120 euro za tonę podrożały polietyleny, a potem w marcu znów dołożono do ich ceny kolejne 150 euro. Inni zachowywali się podobnie. W tych samych komunikatach zapewniają, że nie są w stanie oprzeć się konieczności tych działań.

Irytacji nie kryją więc także odpowiedzialni za bezpośrednią sprzedaż poliolefin.

- Jest duże zamieszanie i wcale nie jest tak, że im wyższe ceny, tym lepiej dla nas sprzedawców – mówi Maciej Tomczak z firmy Biesterfeld Polska. – Chcielibyśmy sytuacji, w której cena przez dłuższy okres się nie zmienia. Wszelkie skoki są niewskazane, bo ich długiego ciągu nie akceptują odbiorcy. Wprawdzie my na razie notujemy poprawę swoich wyników, zarówno pod względem sprzedaży wolumenowej, jak i jej wartości pieniężnej, ale wiemy, że obecnie na rynku nie jest dobrze.

Tak wygląda opis sytuacji, teraz czas poznać przyczyny. Jest ich kilka, ale układają się w logiczną całość. Na pewno można ograniczyć - co nie znaczy, że wymazać całkowicie - rolę samych producentów poliolefin. Owszem zdarzały się przestoje w prowadzonej przez nich produkcji, w poszczególnych zakładach była ona ograniczana, ale tym razem nie jest to rzecz kluczowa.


Zasadniczym problemem są bardzo wysokie ceny ropy naftowej. Te przekładają się na ceny monomerów. Monomery to z kolei podstawowy materiał używany do produkcji samych tworzyw. I na tym koło się zamyka.

Aby więc w segmencie poliolefin było lepiej, to tańsza musi być ropa. I tu dochodzimy do wielkiej polityki, gdyż ogromną naiwnością jest sądzić, iż to sztuka sama w sobie i nie wywiera wpływu na codzienne losy ludzi i przemysłu.

Od pewnego czasu mamy do czynienia z eskalacją konfliktu na Bliskim Wschodzie. Zarzewiem jest Iran i jego zaawansowane plany budowy arsenału atomowego, co ma posłużyć do zniszczenia państwa Izrael. Tel Aviv przy wsparciu Waszyngtonu ma już przygotowane plany prewencyjnego ataku na reżim Ajatollahów.

Na razie konflikt przypomina zimną wojnę i jest prowadzony metodami dyplomatycznymi, więc dla większości jest mało dostrzegalny. Ale i tak istnieje.

Iran zorganizował w rejonie cieśniny Ormuz, leżącej u jego wybrzeży na Morzu Arabskim, strategiczne manewry przygotowując się do jej zamknięcia. Gdyby faktycznie do tego doszło, to droga dla blisko połowy światowego transportu ropy naftowej przestałaby istnieć. Rynek ropy zatrząsł się na samą myśl o tej ewentualności. W ślad za ćwiczeniami poszła cała seria propagandowa wymiana ciosów między obydwiema stronami.

Skutki liczone są w dolarach. W marcu cena ropy skoczyła do najwyższego od lipca 2008 r. poziomu i osiągnęła pułap 128 dolarów za baryłkę ropy Brent. Innego powodu tego skoku niż przytoczony nie było.

Jaki to ma wpływ na tworzywa? Wystarczy koło: poliolefiny, monomery, ropa, polityka przejść w przeciwnym kierunku.

Jaka będzie przyszłość? By tworzywa potaniały, to samo musi stać się z ropą. Jeśli przyjmiemy, że na jej poziom największy wpływ mają kwestie polityczne, to możliwe są dwa scenariusze. Prawdopodobny, czyli przyzwyczajenie się do irańsko – izraelskiego sporu, który w takim ujęciu przybierze formy pełzającego konfliktu i po jakimś czasie przestanie być czymś nadzwyczajnym, trzymającym poziom ropy na wysokim poziomie. I scenariusz mniej prawdopodobny, czyli działania zbrojne. Jego ziszczenie doprowadzi do jeszcze gwałtowniejszego skoku cen ropy i bardzo mocno zachwieje gospodarką w Europie i Stanach Zjednoczonych.

Czytaj więcej:
Analiza 419
Rynek 1145