Kilkuset wolontariuszy zaangażowanych w projekt, ogromna ilość zebranych śmieci, w tym odpadów z tworzyw sztucznych i krajobraz czystszy niż wcześniej: to efekt zorganizowanej w ten weekend akcji wielkiego sprzątania Tatr.
Organizacji przedsięwzięcia podjął się krakowski Klub Podróżników Śródziemie. Do współpracy zaprosił m.in. Tatrzański Park Narodowy i grupę sponsorów. Ideą akcji miało być zademonstrowanie uroku polskiej, wysokogórskiej przyrody. Wydarzenie podkreśliło jednak także problem niewłaściwego obchodzenia się z przedmiotami z tworzyw sztucznych. Fakt ich niewłaściwego użytkowania, co przekłada się na górę odpadów ma bowiem przemożny wpływ na zły obraz, jakim w społeczeństwie cieszą się wyprodukowane z tworzyw artykuły.
Ostatni weekend czerwca został wybrany nieprzypadkowo.
- To najdłuższe dni w roku, po których w Tatry zwykle ruszają tłumy. Nie chodzi nam o posprzątanie po turystach ale o pokazanie jak piękna jest przyroda nieskażona odpadami. Wierzymy, że taka forma akcji pozwoli jeszcze bardziej zainteresować społeczeństwo problemem zaśmiecania gór. Wszystko po to, by dotrzeć do jak największej ilości osób odwiedzających parki narodowe – stwierdził Albin Marciniak, organizator projektu z Klubu Podróżników Śródziemie.
Oczywiście za regularne sprzątanie Tatr odpowiadają wyspecjalizowane firmy, choć jak zdradzili przedstawiciele TPN w przyszłych latach rozważana jest zmiana formy sprzątania gór i powierzenie tego zadania wolontariuszom. Już teraz ochotnicy porządkują rejon Doliny Kościeliskiej, Kasprowego Wierchu i Morskiego Oka. Nic więc dziwnego, że weekendową akcję TPN uznał za konieczną, gdyż wspiera ona świadomość ekologiczną turystów, z którą niestety nie zawsze jest tak jak być powinno.
Nie brakuje przecież ludzi, który bez większego zażenowania zostawiają na szlakach butelki, puszki, papier, czy inne odpady. W ciągu jednego weekendu w Tatrach zostaje nawet 30 m3 śmieci. Najgorzej jest w okolicy Doliny Chochołowska i Kościeliska oraz w rejonie Morskiego Oka. To zaś sprawia, że problem jest nie tylko natury estetycznej, ale też stwarza konkretne zagrożenie ze strony zwierząt. Te są bowiem wabione zapachem, np. jedzenia i mogą stać się nieoczekiwanymi bywalcami miejsc, w których lepiej by ich nie było. W przypadku gdy takim „gościem” jest np. niedźwiedź, to wiadomym staje się, że może to być groźne.
W sobotnie popołudnie do sprzątania Tatr wyruszyło 800 osób. Wybrali się oni na 129 szczytów oraz w kilka tatrzańskich dolin. Chętnych byłoby pewnie więcej, ale nie wszyscy ze względów logistycznych mogli wziąć udział w wyprawie. Ci, którzy poszli wyposażeni zostali m.in. w sto specjalnych plecaków do transportowania śmieci z trudno dostępnych miejsc. Firma Jan Niezbędny zaopatrzyła ponadto wolontariuszy w biodegradowalne worki, których znaczna część po zakończeniu imprezy została podarowana schroniskom. Te zaś przez cały sezon mają je wręczać turystom wychodzącym na tatrzańskie drogi.
Efektem wielogodzinnych prac było zebranie ponad półtora ton śmieci. Dominowały butelki PET, puszki, niedopałki papierosów, opakowania po jedzeniu i różnych gadżetach.
Organizatorzy zapowiadają, że w przyszłym roku akcja będzie powtórzona wspólnie ze stroną słowacką.
Częścią akcji Czyste Tatry była też inicjatywa Baltica. Tym razem chodziło o sprzątanie Wisły i jej brzegów. Grupa osób wybrała się w rejs tratwą po Wiśle, płynąc z Krakowa do Gdańska, na odcinku 861 km. Ich tratwę wykonano z butelek PET oraz innych surowców wtórnych. Uczestnicy przez kilkanaście dni dokumentowali piękno doliny Wisły, przeprowadzali pomiary czystości wody oraz zbierali śmieci wokół wiślanych brzegów. Nocowanie odbywało się na piaszczystych plażach.
- Te rajskie plaże, gdzie dobijamy są pełne plastikowych butelek, kawałków styropianu, opakowań po środkach kosmetycznych, każdego rodzaju śmieci, jaki tylko produkujemy. Poza nimi, niezidentyfikowane kolorowe patyczki jak po lizakach. Mnóstwo patyczków po lizakach. Dopiero po chwili zorientowaliśmy się, że nie są to patyczki po lizakach, ale plastikowe części patyczków do czyszczenia uszu. Wiele osób wrzuca je do muszli klozetowej zamiast kosza na śmieci, a następnie, razem z pozostałą zawartością sedesu spuszcza prosto do Wisły. Trudno zapomnieć, że pływamy po tak zanieczyszczonej rzece – opowiadają ze smutkiem uczestnicy spływu.