Zaledwie 8% transportów odpadów przewiezionych przez granicę z Ukrainą między styczniem 2015 r., a czerwcem 2019 r. było szczegółowo kontrolowanych. Odprawy pozostałych polegały głównie na weryfikacji dokumentów przewozowych. Część odpadów z tzw. listy ''zielonej'', czyli innych niż niebezpieczne, choć wjechała do Polski tylko tranzytem, mogła nigdy nie opuścić naszego kraju i zasilić nielegalne wysypiska albo utworzyć nowe. To oznacza, że wbrew ratyfikowanej niemal 30 lat temu Konwencji bazylejskiej, nie zapewnialiśmy skutecznej kontroli odpadów przekraczających polsko-ukraińską granicę. Zdaniem NIK, nie był to jednak efekt zaniedbań, a skutek nieprecyzyjnych przepisów i braku odpowiedniego sprzętu na przejściach.
NIK po raz pierwszy sprawdzała skuteczność kontroli transgranicznego przemieszczania odpadów między naszym krajem, Ukrainą i Słowacją w 2007 r. Już wtedy Izba wskazywała, że Polska nie realizuje postanowień Konwencji bazylejskiej i że konieczne jest wyeliminowanie nieprawidłowości w nadzorze oraz kontroli takiego przemieszczania, a także doposażenie służb granicznych w sprzęt umożliwiający identyfikację odpadów. Od zakończenia tej kontroli weszły w życie nowe przepisy - i unijne i polskie, stąd obecne działania NIK, które również były częścią międzynarodowej kontroli, prowadzonej także na Ukrainie i na Słowacji. Uwagi i wnioski tamtejszych służb są zbieżne z wnioskami i zaleceniami Najwyższej Izby Kontroli. Okazuje się, że przez 13 lat niewiele się zmieniło.
Nieprecyzyjne przepisy i brak wyposażenia
Odpady są traktowane na granicy jak towary. W badanym przez NIK okresie, na przejściach z Ukrainą, a więc na granicy Unii Europejskiej oględzinom lub rewizji poddano maksymalnie 14% transportów towarów wywożonych z Polski (w tym odpadów) oraz najwyżej 25% wwożonych do kraju (w tym odpadów). Kontrola szczegółowa samych odpadów nie przekroczyła 8% transportów.
Dlaczego tak się działo? W przepisach UMPO, czyli w ustawie o międzynarodowym przemieszczaniu odpadów z 2007 r. ani Służbie Celno-Skarbowej, ani Straży Granicznej nie przypisano obowiązku przeprowadzenia fizycznej kontroli każdego transportu odpadów jaki przekracza granicę. Według tych przepisów, Straż Graniczna ma ''zapobiegać'' nielegalnemu transportowaniu odpadów, a Służba Celno-Skarbowa kontrolować przewożone towary (w tym odpady). Tak więc zgodnie z przepisami, w badanym przez NIK okresie odprawa sprowadzała się głównie do weryfikacji dokumentów każdego transportu, w dodatku podwójnej - obie służby przeprowadzały takie same kontrole: dokumentów dotyczących transportowanych odpadów, przewoźnika i pojazdu, a także jego oznakowania. Żadna ze służb nie miała natomiast obowiązku sprawdzenia czy transport zawiera taką ilość odpadów i taki ich rodzaj jakie w tych dokumentach zadeklarowano.
Szczegółowych kontroli nie wymuszają także przepisy Unii Europejskiej, jeśli przedsiębiorców zajmujących się przewozem odpadów reprezentują na granicy instytucje handlowe działające w formie agencji celnych. Instytucje te mają status ''upoważnionego przedsiębiorcy'', co - jak sprawdziła NIK - skutkuje traktowaniem ich jako ''przedsiębiorców wiarygodnych'', mających m.in. łatwiejszy dostęp do uproszczonych procedur celnych, np. ograniczonych do weryfikacji dokumentów.
Kontrole formalne przeprowadzane są zarówno w stosunku do transportów odpadów z listy ''bursztynowej'', a więc niebezpiecznych lub potencjalnie niebezpiecznych, jak i z listy ''zielonej''. W przypadku tej pierwszej, procedury umożliwiają nadzorowanie napływu odpadów do Polski, ponieważ Główny Inspektor Ochrony Środowiska w każdym przypadku musi wyrazić zgodę na przywóz, wywóz lub tranzyt takich odpadów, przekazując swoją decyzję innym organom. Z kolei, po tym jak transporty dotrą na miejsce, ich odbiorcy muszą dostarczyć GIOŚ kopie stosownych dokumentów, potwierdzone na granicach przez odpowiednie służby.
W przypadku odpadów z listy ''zielonej'' takie procedury nie obowiązują, co zdaniem NIK, stwarza realne niebezpieczeństwo. Odpady te, szczególnie przewożone tranzytem z Ukrainy przez Polskę do innych krajów Unii Europejskiej (na granicach, z którymi kontrola nie obowiązuje), mogą w części nielegalnie pozostawać na terenie naszego kraju. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, żaden z organów nie ma bowiem obowiązku monitorowania przewozu tych odpadów, ani rejestrowania, czy z Polski wyjechały. Z danych Placówek Straży Granicznej wynika, że w badanym przez NIK okresie, przez drogowe przejścia graniczne w Korczowej i Dorohusku wjechało tranzytem niemal 50 tys. ton odpadów z listy ''zielonej''. Były to głównie: odpady metali i stopów metali w postaci nierozproszonej, odpady papieru, kartonu i wyrobów papierniczych oraz odpady ceramiczne.
Z kolei najwięcej odpadów z listy ''bursztynowej'' przewieziono przez drogowe przejście graniczne w Korczowej. W 61 transportach wwieziono lub wywieziono z Polski w sumie niemal 950 ton odpadów. Kontrolowany, głównie formalnie, był każdy transport, choć tamtejsza Służba Celno-Skarbowa mogła korzystać z administrowanych przez Zakład Obsługi Przejść Granicznych wag najazdowych (dynamicznych).