Piractwo produktowe szkodzi branży tworzyw sztucznych

Piractwo produktowe szkodzi… Piractwo produktowe staje się coraz większa zmorą dla producentów maszyn. Walka z fałszerzami przypomina zabawę w kotka i myszkę, bo pomimo starań oszuści, przede wszystkim z Azji, są coraz bardziej pomysłowi i coraz bardziej zuchwali.

Niemieckie stowarzyszenie VDMA, skupiające producentów maszyn i urządzeń, opublikowało niedawno raport poświęcony piractwu maszynowemu, z którego wynika, że branżą najbardziej narażoną na ten proceder jest sektor tworzyw sztucznych i producenci dostarczający maszyny dla tej właśnie branży. Nic więc dziwnego, że szereg organizacji grupujących producentów maszyn podjęło już starania, by spróbować opisać skalę problemu, znaleźć skuteczną receptę na walkę z fałszerzami i stworzyć takie rozwiązania prawne, które będą chronić wytwórców oryginalnego sprzętu. Gra idzie bowiem nie tylko o prestiż, ale przede wszystkim ogromne pieniądze, które co roku uciekają wytwórcom maszyn z Europy i Ameryki.

W branży tworzyw sztucznych łączne roczne straty wynikające z piractwa produktowego szacowne są na 6,4 mld euro. Co szczególnie ciekawe w 2009 r. wskaźnik ten wzrósł o 8 proc. w porównaniu z rokiem wcześniejszym, chociaż na rynku maszyn przetwórczych mieliśmy sięgające niemal jednej trzeciej załamanie związane z kryzysem gospodarczym. Być może ten fakt tak rozsierdził europejskich producentów i przelał czarę goryczy, po której rozpoczęli oni wojnę z piratami, którzy kryzys czy nie powiększają swoje przychody, czego legalni producenci o sobie powiedzieć nie mogą.

W specjalnej ankiecie przygotowanej przez VDMA i branżowe stowarzyszenie Euromap wyszło na jaw, że 42 proc. ankietowanych firm z Europy przyznała, że w ciągu roku z powodu podróbek tracą ponad 5 proc. swoich wpływów sprzedażowych. Aż 68 proc. firm zdradziło, że w ciągu ostatnich dwóch lat było świadkiem tej formy nieuczciwej konkurencji.

Szara strefa maszyn szczególnie dobrze funkcjonuje w tych krajach, gdzie patenty są przyznawane tylko na podstawie krajowych regulacji, a patenty i ochrona europejska czy światowa nie mają zastosowania. Prosta imitacja maszyn jest tam w istocie dozwolona, a zakaz takiej praktyki jest stosowany tylko wtedy, gdy cierpi na tym lokalna konkurencja.

Z danych dostarczonych przez Euromap wynika, że krajami, w których piractwo jest rozpowszechnione na największą skalę są Chiny, Turcja i Indie. Jak przyznawał niedawno podczas rozmowy z naszym serwisem, Bernhard Merki, szef Euromapu, w przypadku Chin opisywane działanie dotyka głównie te firmy, które dopiero weszły na tamtejszy rynek.

Często jedyną możliwą formą zaistnienia na chińskim rynku jest zawiązanie joint-venture z lokalnym przedsiębiorstwem. W takiej sytuacji dostęp chińskich agentów do wyposażenia i całego know – how wnoszonego do takiego przedsięwzięcia przez europejską czy amerykańską stronę jest szalenie łatwy, a wykonanie stosownych kopii nie nastręcza trudności.

Zwykle kopiuje się całe urządzenia, niekiedy bardzo wiernie, nawet łącznie z odcieniem koloru. Chodzi zatem o niewielką zmianę oryginalnego produktu i nadanie mu własnego, w tym przypadku chińskiego stempla. To nowość w taktyce fałszerzy, bo jeszcze kilka lat temu podrabiane były przede wszystkim pojedyncze rozwiązania, poszczególne części i komponenty, składające się dopiero później na całość maszyny. Teraz jednak determinacja jest większa.

Czytaj więcej:
Prawo 473
Rynek 1145
Maszyny 624