Wprawdzie pod koniec ubiegłego roku rząd chiński rozpoczął walkę z piractwem, w ramach której zniszczono ponad 6 milionów podróbek, to wielu wskazuje, że miała ona charakter pozorowany i miała na celu uspokojenie zachodniej opinii publicznej. Niemniej jednak w Pekinie zorganizowano specjalny pokaz mielenia pirackich płyt DVD, a tamtejsza Administracja Prasy i Publikacji, Narodowa Administracja Praw Autorskich i inne departamenty wysłały 654 tys. inspektorów i skonfiskowały ponad 6,3 mln podrobionych dóbr. Trudno jednak oczekiwać, że nagle walka z piractwem przemysłowym zacznie się w tym kraju na poważnie, skoro to właśnie państwo było dotychczas głównym promotorem niezgodnych z prawem działań.
- Piractwo produktowe staje się coraz bardziej bezczelne – nie ma wątpliwości Marc Wiesner, odpowiedzialny w VDMA za monitorowanie tego problemu. – Fałszerze w Azji już nie tylko podrabiają oryginalne produkty, ale nawet nie zadają sobie trudu by stworzyć dla nich własne instrukcje obsługi, foldery reklamowe, przedstawić na zdjęciach te podrobione maszyny. Wykorzystują w publikacjach i internecie zdjęcia oryginalnych maszyn, dołączają prawdziwe instrukcje obsługi, w których zmieniona jest tylko nazwa producenta. Próbują osiągnąć maksymalny efekt przy minimalnym wysiłku.
Zbytnia chytrość nie zawsze jednak popłaca. Wiesner podaje przykład firmy z Indii, która na swojej stronie internetowej demonstrowała nie tylko nielegalne maszyny, ale i zdjęcia ściągnięte wprost ze strony właściwego producenta. Została namierzona i toczy się przeciwko niej postępowanie.
Jak walczyć z piratami? Przede wszystkich fachowcy doradzają dbanie o objęcie patentem czy prawem własności każdego najdrobniejszego rozwiązania, które narodziło się na własnym podwórku. Często jest to pracochłonne i korzyści wydają się niewspółmiernie niskie w stosunku do wysiłków, ale to jedyna metoda, by w późniejszym postępowaniu o udowodnienie swoich praw mieć jakiekolwiek szanse na wygraną.
Ciekawym przykładem walki o swoje dobra było też postępowanie czterech austriackich firm produkujących wytłaczarki. Mowa tu o takich spółkach jak Technoplast, Greiner Extrusionstechnik, Gruber Extrusionstechnik oraz A+G. Zostały one dotknięte piractwem ze strony dwóch chińskich firm: Jari Tooling i Tongling Sanjia Mould, które zaczęły wypierać Austriaków z amerykańskiego rynku. Ci więc podjęli wspólną akcję na forum publicznym, co poskutkowało wyrzuceniem Tongling z targów NPE w Chicago.
W przyszłości nieco łatwiej będzie być może walczyć z oszustami w sektorze producentów tworzyw. Te bowiem dokładnie tak samo jak i maszyny też są fałszowane.
W tym przypadku jednak potrzeba, czyli konieczność opracowania środka zaradczego, okazała się matką wynalazku. Jesienią podczas targów K 2010 w Niemczech tamtejsza firma Polysecure przedstawiła opracowany przez siebie system zwany chemicznym znakowaniem. Ma on nadawać używanym w przetwórstwie tworzywom i unikalne DNA, dzięki któremu możliwa będzie ich identyfikacja. W skrócie metoda ta ma polegać na tym, że do tworzywa dodawany będzie odpowiedni proszek, który nie zmieni właściwości surowca, a pomoże w określeniu jego oryginalnego pochodzenia. Czy rozwiązanie się przyjmie czas pokaże.
Problem na pewno jednak jest poważny i zdaje sobie z tego sprawę cała branża przetwórcza. - W tej chwili walka z piractwem produktowym, które czyni w przemyśle przetwórczym wielkie szkody jest podstawowym celem naszej działalności – przyznaje Luciano Anceschi, wiceszef stowarzyszenia Euromap.