Polskie odpady przedmiotem pożądania gigantów

Polskie odpady przedmiotem… O polskim rynku zagospodarowania odpadów rozmawiamy z Mariuszem Karpińskim, wiceprezesem zarządu firmy HSM Polska.

Jest Pan jedną z nielicznych osób posiadających całościowy obraz krajowego rynku zagospodarowania odpadów. Jak wygląda sytuacja w tej branży?
Rzeczywiście, w ostatnim okresie w naszej firmie wykonaliśmy heroiczną pracę, opracowując rynek gospodarki odpadami w Polsce. Staraliśmy się przeanalizować wszystkie przetargi na odbiór i zagospodarowanie odpadów, które odbywały się w naszym kraju po wprowadzeniu tzw. ustawy śmieciowej i obecnie jako jedyna chyba firma na rynku jesteśmy w stanie powiedzieć, ile ten rynek jest warty i kto ma w nim największe udziały.

Przeanalizowaliśmy ponad 2600 przetargów i po zestawieniu wszystkich danych z całej Polski okazało się, że rynek jest wart 3,3 mld zł rocznie. Przy czym trzeba zwrócić uwagę, że ta wartość nie zawiera niektórych elementów, bowiem analizowaliśmy dane, które nie są jednolite. Wartość ta nie obejmuje kosztu zagospodarowania odpadów w tych gminach, które organizowały przetargi tylko na odbiór odpadów, a ich zagospodarowanie zlecała np. własnym podmiotom. Ponadto różnie przedstawiała się kwestia obowiązku odbioru opadów z nieruchomości niezamieszkałych. Niektóre gminy obejmowały je przetargami, inne nie. Mamy więc pewne pole niedoszacowania; tym niemniej, uzyskana liczba jest już bardzo konkretna, bo oparta na danych empirycznych, a nie na samych tylko szacunkach.

Jeśli chodzi o głównych graczy rynkowych, to największy, 9-procentowy udział w tym rynku posiada grupa Remondis. Wśród potentatów rynkowych są także takie firmy, jak Sita, Alba czy Tönsmeier; jedyna polska firma w pierwszej piątce to MPO Warszawa, która z racji obsługiwania dużego rynku stołecznego zyskała tak dobrą pozycję.

Czy kwota 3,3 mld zł to dużo, czy mało jak na kraj, który liczy blisko 40 mln mieszkańców?
Myślę, że ta liczba wzbudza szacunek, to są już naprawdę poważne pieniądze. Warto przy tym zauważyć, że rynek jest w tej chwili bardzo mocno skoncentrowany. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w Polsce działa 4,5 tys. podmiotów w branży zagospodarowania odpadów, a cały tort przetargowy podzieliło między siebie niespełna 700 podmiotów, to widzimy, jaka jest skala koncentracji na tym etapie, a gra toczy się dalej.

Warto także zauważyć, że w Polsce działają już wielcy europejscy potentaci, posiadający w tym momencie w sumie ok. 33 proc. rynku. Myślę, że to nie jest jeszcze górny pułap ich ambicji i że pozostałe 67 proc., które na dzień dzisiejszy obsługują mniejsze podmioty, jest także przedmiotem pożądania gigantów.

Mówi się, że gospodarka odpadami w Polsce jest niskokosztowa. Jak Pan oceniłby poziom kosztów gospodarki odpadami?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, musielibyśmy zagłębić się w szczegółowe dane, w tym momencie nie potrafię na to jednoznacznie odpowiedzieć. Natomiast nasza analiza pozwala porównać niektóre obszary między sobą i w ten sposób można wyciągać pewne wnioski, np. na temat zasadności sytuacji, w której województwo dolnośląskie ma najwyższy poziom kosztów w przeliczeniu na mieszkańca, a województwo podlaskie – najniższy. Wydaje się to logiczne, bo wiadomo, że jest to konsekwencja poziomu rozwoju cywilizacyjnego danego regionu. Tym niemniej, jeśli wiemy, że na Dolnym Śląsku średnia na mieszkańca wynosi 154 zł, a na Podlasiu jest to 39 zł, to różnica jest znacząca i warto byłoby pokusić się o odpowiedź, z czego to wynika.

Czytaj więcej:
Wywiad 299
Ekologia 720