Europa Środkowa sercem kontynentu?

Europa Środkowa sercem kontynentu?…

Rozmowa z László Bűdym, CEO firmy myCEPPI.

Obserwujesz środkowoeuropejski rynek tworzyw sztucznych od wielu lat. Jakie są według ciebie największe skutki wywarte przez epidemię na ten sektor przemysłu? 

Epidemia jeszcze się nie skończyła, więc na pewno pojawi się więcej niespodzianek. Z dotychczasowych doświadczeń wynika, że najważniejszą konsekwencją pandemii jest wzrost niepewności. Uczestnicy rynku zaczęli myśleć bardzo logicznie i krótkoterminowo; roczne umowy stały się niczym więcej jak papierem. W większości przypadków umawiające się strony nie były w stanie dotrzymać zobowiązań, częściowo z powodu ceny, a częściowo z powodu braku towaru. Zmniejszyła się przewidywalność, a terminy planowania w przemyśle tworzyw sztucznych drastycznie się skróciły. Najważniejszą tego konsekwencją jest powstawanie fal podaży i dostaw. Zobaczyliśmy, jak bardzo Europa i Europa Środkowa są uzależnione od importu. Optymalizacja (redukcja) kosztów w ostatnich latach doprowadziła nas do silnego uzależnienia od importu polimerów z Bliskiego i Dalekiego Wschodu, a także z Ameryki Północnej. W 2010 r. część zachodnioeuropejskich producentów przestawiła się z nafty na północnoamerykański LNG i propan. Potem były 2 miesiące, kiedy z powodu warunków atmosferycznych dostawy nie docierały. Dla wszystkich stało się jasne, że konieczne jest usprawnienie. Dotyczy to mocy produkcyjnych surowców, wytwórni polimerów, a w niektórych obszarach również przetwórstwa tworzyw sztucznych. Przemysł chemiczny, w tym przemysł tworzyw sztucznych, jest branżą kapitałochłonną, a inwestycje wymagają długiego czasu. Na szczęście środkowoeuropejscy producenci polimerów są już w fazie przygotowywania (a niektórzy z nich już w fazie wdrażania) nowych inwestycji. Można tu wymienić kilka przedsiębiorstw, takich jak Grupa Azoty, Grupa MOL, Borsodchem, Lukoil Neftochim, Rompetrol, Unipetrol – wszystkie te firmy się rozwijają, a każdy rozwój zwiększa bezpieczeństwo dostaw. Oczywiście wciąż do rozwiązania pozostaje kwestia surowca, ponieważ z powodów politycznych zaczęliśmy odłączać się od najtańszego i najbezpieczniejszego źródła dostaw: Rosji. Możliwe jest przestawienie się na północnoamerykańskie surowce i nośniki energii przewożone statkiem, ale jeśli powtórzy się to, co się wydarzyło w Teksasie w lutym tego roku, kiedy w wyniku załamania się sieci energetycznej ustało zarówno wydobycie, jak i transport, wtedy podczas nadchodzących zim będzie nam bardzo chłodno. 

Czy cokolwiek w kontekście aktualnej sytuacji szczególnie cię zaskoczyło? Jakich konsekwencji nie przewidziałeś, mimo swojego doświadczenia?

Największym zaskoczeniem było załamanie się transportu międzynarodowego. Chyba nikt nie spodziewał się tych przestojów. Wniosek jest taki, że precyzyjnie dostrojone systemy są niezwykle wrażliwe. Częścią tego dostrojenia było to, że konkurencja doprowadziła do obniżenia kosztów transportu towarowego do nierealnych poziomów w latach 2010–2020. 

Niektóre z tych problemów były widoczne już wcześniej. Duże firmy żeglugowe często pracowały tylko dla przepływu środków pieniężnych, nie notowano realnego zysku. Było wiele oznak upadku, a ostateczny cios zadał COVID. W konsekwencji europejski i środkowoeuropejski przemysł tworzyw sztucznych w najbliższych 2–3 latach będzie importował mniej z Dalekiego Wschodu. Było to już zauważalne w tym roku, szczególnie w przypadku ABS i PPC. Jeśli jednak problemy logistyczne zostaną rozwiązane, koszty transportu nie powrócą już do dawnego poziomu. 

laszlo
László Bűdy, CEO firmy myCEPPI

Jak dla branży przetwórczej będą wyglądały nadchodzące miesiące i w jaki sposób firmy ją reprezentujące powinny reagować, by zminimalizować skutki kryzysu?

Na razie nic nie zostało rozwiązane. Pozostała niepewność, z którą być może radzimy sobie teraz trochę lepiej. Obecnie jasne jest, że przetwórcy tworzyw sztucznych powtarzają ubiegłoroczny błąd. Wszyscy spodziewają się spadku cen i czekają, aż ceny powrócą do „normalnego poziomu”. Starają się przy tym minimalizować swoje zapasy. Jest to jednak mieszanka wybuchowa, która może doprowadzić do eksplozji cen. Jesienią popyt będzie silny; jeśli wszyscy będą chcieli kupować naraz, niewątpliwie do niej dojdzie. Warto zauważyć, że ekspansja podaży jest znacznie wolniejsza niż wcześniej. Podaż może reagować na rosnący popyt tylko z opóźnieniem; czas reakcji może wynosić 40–60 dni, ale w wielu przypadkach nawet 90. Transport morski trwa dłużej i kosztuje kilkakrotnie więcej niż zwykle. Importowane surowce dotrą tylko wtedy, gdy ceny będą wystarczająco wysokie, a nawet wówczas może odbyć się to z opóźnieniem. Kiedy zaś dotrą, spowodują z kolei spadek cen i okaże się, że nie warto tu transportować. Dlatego musimy być przygotowani na fale podaży i dostaw, dopóki koszty i czas transportu nie wrócą do normy. Nie wszyscy mogą kupować, kiedy ceny są najniższe. Ważne jest zatem, aby przetwórcy tworzyw sztucznych opracowali odpowiednią strategię magazynową, by zapewnić stabilną średnią cenę polimeru do ciągłej produkcji. To wymaga teraz wielu informacji i realnej oceny sytuacji. Dlatego uważam, że od drugiej połowy sierpnia można spodziewać się wzrostu popytu i ponownego wzrostu cen. 


Czytaj więcej:
Wywiad 296