Domyślam się, że podstawową motywacją dla używania recyklatów był wówczas czynnik ekonomiczny?
Ależ oczywiście, że decydowały finanse. Dodatkowo rynek recyklatów napędzał również eksport do Chin. Odbiorcy z tego kraju płacili nieźle, toteż pojawiało się w branży coraz więcej firm skuszonych wizją zrobienia dobrego interesu z przedsiębiorcami z Państwa Środka. Oczywiście oznaczało to znaczne zwiększenie popytu na odpady tworzywowe.
Jednocześnie rozwijały się przedsiębiorstwa zajmujące się zbiórką odpadów w mniejszych miastach. Zbierały one przede wszystkim złom i makulaturę – tu historia zbiórki miała przecież ciągłość jeszcze za czasów głębokiego PRL-u. Tymczasem wymagania rynku rosły; mieliśmy już przecież możliwość podglądania, jak to wygląda na zachodzie Europy, często więc bywało tak, że to my uczyliśmy naszych dostawców jak ma wyglądać prawidłowa zbiórka odpadów tworzywowych. Zresztą dzięki współpracy z nami zyskiwali dodatkową motywację, aby rozwijać swoją działalność.
Gospodarka odpadami zaczyna się od ich zbiórki i konfekcji. Pana przedsiębiorstwo po kilku latach prowadzenia tej działalności rozpoczęło dodatkowo produkcję recyklatów.
Nawet nie dodatkowo, bo o ile wcześniej oczywiście prowadziliśmy działalność handlową w zakresie odpadów z tworzyw sztucznych, tak od 2006 r. – czyli od momentu instalacji pierwszej linii do recyklingu – zaprzestaliśmy tej wcześniej podstawowej aktywności. Po dziś dzień wszystkie odpady z tworzyw trafiające do naszej firmy (oczywiście te dające się przetworzyć) są używane jako surowiec do produkcji.
Jak wyglądał zatem początek produkcji recyklatów w pana przypadku?
Postawiliśmy instalację, rozpoczęliśmy produkcję i szybko zaczęliśmy się rozwijać technologicznie. Akurat zainwestowaliśmy w nowoczesne technologie… po czym nastał rok 2008, a wraz z nim przyszedł kryzys. Wszystko stanęło i nikt nie potrzebował surowca. Nie był to wymarzony początek (śmiech). Na szczęście już w 2009 r. okazało się, że rynek potrzebuje recyklingu, bo firmy oczekują surowca, który co prawda różnił się jeszcze wtedy mocno jakością od oryginału, ale dzięki niemu możliwe było obniżenie kosztów produkcji, a co za tym idzie swoich produktów. To niesłabnące zainteresowanie recyklatami trwało do mniej więcej 2012–2013 r.
Od tamtej pory ten wzrost popularności recyklatów jest ciągły?
Nie do końca, bo wraz z nastaniem roku 2019 okazało się, że tworzywa oryginalne mogą kosztować mniej niż 1000 euro za tonę. Sprawiło to, że odbiorcy, którzy do tej pory korzystali z tworzyw wysokiej jakości pochodzących z recyklingu, niekoniecznie nadal byli zainteresowani ich używaniem, kiedy ta różnica cenowa zrobiła się tak mała. To był naturalnie duży problem dla branży, bo należy tu przypomnieć, że przecież spadek cen tworzyw oryginalnych w żaden sposób nie przekładał się na zmniejszenie kosztów produkcji recyklatów. W każdym razie, z powodu tej obniżki cen na rynku, odbiorcy którzy można by powiedzieć, że „tradycyjnie” korzystali z recyklatów, przestawili się ponownie na tworzywa pierwotne. Nie ma się tu zresztą czemu dziwić, skoro po pierwsze nie widzieli przewagi marketingowej wynikającej z faktu stosowania w produkcji recyklatów – bo po prostu nie było do tego właściwej atmosfery, swoistej mody na surowce wtórne – a po drugie nie było zachęty cenowej.
Teraz wydaje się to nie mieć znaczenia, jako recyklerzy jesteście na fali. Nie ma dnia, aby – nawet w mediach głównego nurtu – nie odmieniano przez wszystkie przypadki słowa „recykling”.
Już w 2019 r. coraz szerszą popularność zdobywał termin gospodarki o obiegu zamkniętym. Ale, przynajmniej w Polsce, to były tylko słowa, rozmowy, a oprócz tych dyskusji niewiele się działo. Niska cena tworzyw oryginalnych powodowała, że na tych rozmowach się kończyło.
Obecnie zaś rzeczywiście podstawową wartością dodaną dla produktu jest to, że został wytworzony z surowców pochodzących z recyklingu. Z jednej strony rośnie świadomość społeczna w naszym kraju, bardziej świadomie wybieramy produkty, zdaliśmy sobie sprawę, że zrównoważony rozwój to nie jest puste hasło. A z drugiej jesteśmy krajem, który ma bardzo silne związki gospodarcze z krajami unijnymi z Zachodu, gdzie ta świadomość dotycząca ochrony środowiska czy używania surowców wtórnych jest bardziej powszechna, więc ten trend rośnie także u nas. Tak jak wspomniałem – kiedy branża recyklingu w Polsce zaczynała się kształtować, to sami przedsiębiorcy wiedzieli, że uczestniczą w czymś ważnym, budują tę „lepszą” zrównoważoną gospodarkę. Dziś wiedzą o tym także konsumenci, więc jest zdecydowanie łatwiej.
Jak polski sektor recyklingu wygląda obecnie; jak pan ocenia jego funkcjonowanie, ale też kwestie legislacyjne?
Wielokrotnie w różnych wywiadach odnosiłem się do kwestii niespójności przepisów, która powoduje, że funkcjonujemy w stanie permanentnej niepewności. Niestety, mimo upływu lat, wciąż nie możemy liczyć na trwałą i spójną legislację, niezależnie od tego jaka formacja polityczna rządzi. Bez rozwiązań systemowych nie jesteśmy w stanie ponieść pewnego ryzyka w rozwoju naszych przedsiębiorstw. Za dobrą monetę biorę powstający projekt ROP i nie chodzi mi o kształt tej propozycji, a o samo ruszenie do przodu z pracami nad nią.
Natomiast co do samego rozwoju recyklingu – przestrzegam przed rozumowaniem, że inwestycje rzędu kilku milionów złotych rozwiążą wszystkie problemy. Potrzebujemy o wiele większych środków, żeby spełnić oczekiwania klienta. Linie technologiczne muszą być przede wszystkim na wysokim poziomie, innowacyjne; muszą być w stanie z trudnego odpadu wytworzyć produkt, który da się zastosować w wielu branżach. To nie są małe inwestycje. My jako branża możemy to zrobić, ale takie nakłady są obarczone dużym ryzykiem. Musimy widzieć, że zmiany idą w dobrym kierunku. Jeśli tak się nie stanie, będziemy nadal na szarym końcu pośród przedsiębiorstw z innych krajów, oczywiście głównie z Europy Zachodniej.